Jerzy Marcinkowski -- o mnie.

Zdaniem socjologów jestem sfrustrowanym, biednym i niewykształconym fundamentalistą religijnym ze wsi. 

1965.  

XIV LO we Wrocławiu (niektórzy rozumieją jak to się odciska): 1979 -- 83. 

Zajmowałem się tam pewnym dziwacznym sportem Potem -- od 1983 do 89 -- studiowałem w Instytucie Matematyki UWr.
Dyplomy: 
Doktorat: 1993. 
Habilitacja: 2000.
Tytuł profesora: 2010.
Nieistniejący Boże, ustrzeż mnie przed pokusą brania na serio tych śmiesznych papierków, które najmniejsza wojna zamieni w pył.

Dłuższe i krótsze pobyty za granicą.

LIFL, Lille, Francja, postdoc 1994 -- 1997 (z przerwami, w sumie 3 semestry).

Krócej (po 2 miesiące):

Max Planck Institute w Saarbruecken (1993),Uniwersytet w Bordeaux (2000),Uniwersytet Stanu Nowy Jork w Buffalo (2001),Isaak Newton Institute for Mathematical Sciences w Cambridge (2006),Oxford University Computing Laboratory (2010).

Doświadczenia z realnością:  

W imieniu Wydziału Matematyki i Informatyki odpowiadałem za projektowanie i budowę (1999 -- 2006) obecnego budynku Instytutu Informatyki. Co z tego wyszło, każdy może zobaczyć (metr kwadratowy kosztował, razem z wyposażeniem, 2900 zł plus VAT). Obok budowano Bibliotekę Uniwersytecką, miałem możliwość popatrzeć z bliska jak im idzie. Przy okazji dużo się nauczyłem o tzw. rzeczywistości . Gdyby ktoś chciał zamówić cykl wykładów pułapki procesu inwestycyjnego w sferze budżetowej, to polecam swoje usługi. 

Doświadczenia z rewolucją: 

W roku 1997 byłem współautorem programu studiów informatycznych w UWr (obowiązującego ze zmianami do dziś). Programu, w którym zniesiono podział studentów na lata  i do minimum ograniczono liczbę obowiązkowych przedmiotów. Nikt w Polsce wcześniej (a później chyba też nikt) nie dał studentom takiego prawa decydowania o tym czego chca się uczyć. Nie wszystkim urzędnikom to się podobało. 
Potem, jako prodziekan ds. studiów informatycznych, pilnowałem, w latach 2002 -- 2005, żeby nikt temu programowi nie zrobił krzywdy.  A od 2015 pilnuję jako dyrektor Instytutu Informatyki.
Nie wiem ile  razy, chyba sześć,   pierwszy raz  w 1996,  ostatnio w 2020, koledzy z Wydziału wybierali mnie do Senatu UWr . Nie wydaje mi się, żebym tam pasował. 
Doświadczenia z nierealnością : 
W kadencji 2008-2011 byłem członkiem Państwowej Komisji Akredytacyjnej (PKA)-- ciała zajmującego się udawaniem że kontroluje, że pozory jakości kształcenia są na polskich uczelniach zgodnie z prawem zachowywane.
Potem PKA wyeksportowała mnie, żebym kontrolował pozory jakości na Litwie (nie uwierzycie ile oni mają uczelni na tej LItwie) i w Rosji (w 2012). To było gogolowskie doświadczenie. 
A w latach 2018-20 byłem członkiem czegoś co się nazywa Komitet Polityki Naukowej. To jest ciało doradcze ministra nauki.  Dosyć to było ciekawe.  Minister za bardzo nas, prawdę mówiąc, nie słuchał.